Szkoła Podstawowa w Spalonej

  • Kalendarium

    Czwartek, 2024-03-28

    Imieniny: Anieli, Kasrota

  • Statystyki

    • Odwiedziny: 4143769
    • Do końca roku: 278 dni
    • Do wakacji: 85 dni

rozdział VI

Rozdział 6

            Dopiero po kilku dniach uświadomiłam sobie na dobre, że tak właściwie nigdy już nie wrócę  do starego życia. Dalej jednak nie mogłam tego zrozumieć, bo jak to wszystko mogło przeminąć, podczas gdy ja tylko spałam pod szpitalną pierzyną? Ile ludzi zdążyło urodzić się, pobrać i zestarzeć z wybrankami? Czy ludzie jeszcze wiedzą jak wygląda fortepian? Ogarnął mnie smutek. Kiedyś potrafiłam na nim grać, ale czy siedemdziesiąt lat przerwy to nie za dużo?
            Wszystkie chemikalia, które dano mi przed operacją miały pomóc mi w prawidłowym funkcjonowaniu po zamrożeniu. Między innymi, aby moje mięśnie nie sflaczały i nie stały się bezużyteczne. Jednak wątpię, aby dali mi coś, by mięśnie nie zapomniały jak się poruszać. Nie odczuwałam żadnych problemów z chodzeniem czy siadaniem, ale są to czynności naturalne i genetycznie wrodzone czy jakoś tak. Jednakże gra na fortepianie nigdy nie była nikomu niezbędna do przetrwania, a co za tym idzie, moja... bodajże pamięć ruchowa może mieć braki.
            Dlatego też przy następnym spotkaniu z Roksaną postanowiłam zapytać ją o fortepian i instrumenty, które aktualnie są używane przez największe gwiazdy i zespoły grające popularną muzykę. Nim jednak zdążyłam przejść do samego sedna sprawy, Roxi złapała mnie za rękę i z dziecinnym zachwytem zaczęła opowiadać o swoim ulubionym artyście, który łączy muzykę klasyczną z nowoczesną tworząc arcydzieła. Nie musiałam słuchać słów Roxi, wystarczyło na nią spojrzeć, by wiedzieć, że jest całkowicie oddana temu muzykowi. Nie spodziewałam się jednak, że nie będzie chciała puścić mi ani jednego utworu.
            - Nie bądź niepoważna! Czegoś takiego nie można po prostu puścić w odtwarzaczu. To trzeba usłyszeć, odczuć i pochłonąć całym sobą. Wiem, że brzmi to głupio, ale uwierz mi na słowo, nie znasz prawdziwego znaczenia słowa epicko, dopóki nie usłyszysz tego brzmienia! - jej potok słów nie dawał mi się odezwać, ale potem umilkła nagle wpatrując się we mnie spod przymrużonych oczu.
            - Co? Nie patrz się tak na mnie, to z deczka przerażające.
            - Z deczka? - roześmiała się przyjaźnie. - Zapomniałam już, że ludzie kiedyś tak mówili. O czym to ja... Ah, miałam zadzwonić do Maxa. Poczekaj tu, nie chcę żebyś słyszała naszą rozmowę, ten temat to tajemnica - mrugnęła porozumiewawczo.
            Siedziałam więc w jej pokoju samotnie przez ponad pół godziny. Nie trzeba było być spostrzegawczym, aby zauważyć, że Roksana jest prawdziwą fanką muzyki. Wszędzie leżały słuchawki, głośniki i różne odtwarzacze, chociaż czasami miałam problem z odkryciem czym właściwie są. W końcu dużo pozmieniało się przez te siedemdziesiąt lat. Na szczęście mogłam swobodnie studiować całe pomieszczenie, uzyskując uprzednio zezwolenie od dziewczyny. Mimo to bałam się dotknąć niektórych rzeczy. Wyglądało to futurystycznie, ale zupełnie inaczej, niż w filmach.
            Właśnie egzaminowałam budowę łóżka, kiedy drzwi otworzyły się z hałasem i do środka wbiegła Roxi z szerokim uśmiechem na twarzy.
            - Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na piątek? Zabieram cię na coś niezwykłego! Podziękuj Maxowi.
            - Ale co...
            - Nie martw się ubiorem, znam się na modzie - była tak nabuzowana energią, że nie dała mi dojść mi do słowa, po czym mrugnęła porozumiewawczo i zaczęła grzebać w szafie. - Bez przesady... Zbyt obcisłe... Jesteś niższa ode mnie, prawda? - rzuciła przez ramię.
            Mniej więcej tak minęła reszta popołudnia. Dzięki uprzejmości Roxi wróciłam do domu obdarowana całą gamą ubrań, które powinny na mnie pasować. Miałam co prawda problem z założeniem niektórych z nich, gdyż nie miałam nawet pojęcia jak się je nosi. Po naprawdę długim czasie, udało mi się złożyć cały ubiór, w którym miałam wyjść w piątek na... coś.
            Ana doradziła mi porządnie się wyspać, ponieważ dobrze znała Roksanę i przypuszczała dokąd mnie zawiezie. Nie chciała jednak powiedzieć mi, co mogło być tą niespodzianką.

~~

            Nie mogłam już doczekać się wyznaczonej daty. Samochód Maxa podjechał po mnie koło godziny osiemnastej. W środku poza chłopakiem siedziała Roxi, a obok niej jedna z bliźniaczek. Widziałam ich zdjęcia, ale wciąż miałam problemy z ich odróżnieniem.
            - Poznaj Maxa i Jane. Rey niestety nie mogła się z nami dzisiaj zabrać.
            - Cześć, jestem Kate.
            - Wskakuj, mamy daleką drogę. Czuj się jak u siebie - wyrazisty głos chłopaka sprawił, że poczułam się odrobinę pewniej.
            Droga faktycznie była długa, ale nie byłam w stanie sobie przypomnieć niczego, co działo się w aucie, bo przede mną pojawił się wielki bilbord, a na nim napis Colors of Emotions w TWOIM mieście! Zamów bilety na www.coetickets.com! 10 maja o 20:00 w Hali Millenium w Diston. Oniemiałam. Zabrali mnie na koncert? W dodatku to pewnie ten muzyk, o którym mówiła Roksana! Nic dziwnego, że była tak podekscytowana.
            Okazało się, że Max był jednym z pierwszych fanów artysty. Znali się od dawna i dzięki temu mógł zwyczajnie poprosić go o bilety. Zawsze chciałam mieć takie znajomości, toteż wiadomość, że zostaliśmy zaproszeni za kulisy przed koncertem sprawiła, że ziemia się pode mną niemal zapadła. W prawdzie nie słyszałam jeszcze tej muzyki, ale byłam w stanie dostrzec mnóstwo ludzi noszących koszulki i banery z logo muzyka.
            Choć do koncertu brakowało ponad godzinę, tłumy ludzi były niesamowite. Myślałam, że nigdy nie uda nam się przejść do strefy, do której publiczność nie ma wstępu. Max pokazał przepustkę ochroniarzowi i puszczono nas dalej. Kiedy dotarliśmy do drzwi z tabliczką Colors of Emotions. Roxi pchnęła mnie w ich stronę.
            - Chwileczkę, ja mam pukać? Przecież ja go nawet nie znam, a on jest muzykiem znanym w całym kraju! Nawet nie wiesz jakie to głupie uczucie - byłam tak zestresowana, jak chyba jeszcze nigdy w swoim życiu. Zawsze sądziłam, że jestem odważna i śmiała, a teraz?
            - Twoja strata, nie zobaczysz jego miny, kiedy się dowie, kim jest... Jak on to ujął? Osoba od dodatkowego biletu.
            W końcu Jane pociągnęła za klamkę nawet nie pukając. Za drzwiami pojawiła się blada, zaskoczona twarz, która lustrowała wzrokiem każdego z nas. Mnie najdłużej. W następnych chwilach wiele się działo, powitania, uściski, śmiechy, ale myślami byłam gdzie indziej. Zastanawiałam się jak może brzmieć muzyka tego chłopaka. Wyglądał jak każdy inny nastolatek w tych czasach, a jednak widać było, że jest kimś więcej. Może to przez odpowiednią charakteryzację, może jego sposób poruszania się, albo pomieszczenie, w którym było pełno różnych sprzętów, których opisać do tej pory nie potrafię.. Sam chłopak miał kasztanową czuprynę i jeszcze lekko pulchną twarz - pozostałość po dzieciństwie. Mimo to wyglądał dojrzale.
            - A to jest Kate. Kogoś takiego jeszcze nie spotkałeś, dziewczyna dosłownie nie należy do tych czasów - wychwyciłam z rozmowy i starałam się oprzytomnieć.
            - Heja - rzuciłam patrząc w podłogę. Potem szybko zerknęłam w stronę chłopaka i udało mi się dostrzec szeroki uśmiech, nim moje oczy samowolnie powędrowały w dół.
            - Cześć, jestem Kyle. Cieszę się, że możemy się poznać. Max mówił mi wcześniej, że nigdy nie słyszałaś mojej muzyki, a mimo to jesteś na koncercie. Dlaczego? - Było to pytanie zadane z sympatii i ciekawości, a jego twarz wcale nie wyrażała pogardy, ale i tak poczułam się niechciana.
            -  Minęło sporo czasu, odkąd słyszałam coś... aktualnego. To Roksana powiedziała mi o tobie. Podobno łączysz klasykę z nowoczesnością.
            - Tak. Nie jestem pierwszym, nie jestem ostatnim, a jednak ludzie postawili mnie wyżej, niż innych wykonawców tego typu - Nie mogłam uwierzyć, że jest aż takim egoistą.
            - Na czym tak właściwie grasz?
            - Kiedyś uczyłem się gry na saksofonie, ale szybko przerzuciłem się na prawdziwe skrzypce. Widziałaś je kiedyś na żywo? - Jak można zadawać tak oczywiste pytanie? Czy on jest niepoważny?
            - Oczywiście, że tak. Kto ich nie widział? To tak jakbyś zapytał, czy miałam kiedykolwiek w rękach gitarę - oczy chłopaka rozszerzyły się jakby zobaczył ducha.
            - Niewielu ludzi je widziało na własne oczy. Najczęściej oglądają je w wirtualnych muzeach. Ja sam miałem okazję dotknąć ich tylko parę razy. Kiedy gram, używam tych. Imitują dźwięk prawdziwych bezbłędnie, są tańsze i łatwiejsze do wykonania, więc ludzie przestali tworzyć skrzypce z drewna - mówiąc to podszedł do stolika i podniósł coś ledwie przypominającego skrzypce. Wykonane były z plastiku przypominającego drewniane sęki, a kształtem przypominały bardziej jajo, niż gruszkę. - Teraz tylko garstka osób wciąż wykonuje ręcznie drewniane skrzypce
            Nie mogłam wykrztusić z siebie słowa, więc słuchałam w milczeniu jego wykładu o teraźniejszych instrumentach. Na szczęście Jane szybko przejęła pałeczkę i nie musiałam już być w centrum uwagi.
            Minęło siedemdziesiąt lat, a niektóre rzeczy wcale się nie zmieniły. Inne zaś są nie do poznania. -Byłam ciekawa koncertu, ale jednocześnie bałam się, że w jakiś sposób mnie zawiedzie. Skoro wszystko zostało zastąpione przez wszelką elektronikę i ludzie grający nawet na obecnych instrumentach są rzadkością, to jak tworzy się muzykę? Czy naprawdę da się stworzyć wszystko przy pomocy komputera?
            Właśnie wyobrażałam sobie Mozarta schylonego nad jakimś urządzeniem, komponującego kolejną operę, kiedy ktoś zawołał ze śmiechem moje imię. Nawet nie wiem, kiedy przestałam słuchać.
            - Ah, jednak żyjesz. Całe szczęście - Kyle patrzył na mnie uśmiechnięty, choć był to uśmiech niepokojący.
            - Przepraszam. O czym rozmawialiście?
            - Kyle opowiadał właśnie o fortepianie - wyjaśniła Roxi.
            - Fortepianie? - rzuciłam niespokojne spojrzenie w stronę skrzypiec. Co też mogło być ich imitacją fortepianu?
            - Od dłuższego czasu poszukiwałem prawdziwych skrzypiec o dobrym stanie i dźwięku. Zamiast tego udało mi się znaleźć świetnej jakości fortepian. Wczoraj dostarczono go do mojego domu. Może i nie umiem na nim grać, ale samo posiadanie go jest dla mnie niezwykłą dumą.
            - Ja umiem grać. W dodatku całkiem dobrze.
            Przez następne sekundy w pomieszczeniu panowała całkowita cisza, bo wszyscy wpatrywali się we mnie z rozdziawionymi szczękami. Oczy chłopaka tym razem prawie wyszły z orbit. Dopiero wtedy udało mi się dostrzec ich niezwykły kolor. Były zielone, ale wokół źrenic biegły brązowe obwódki, przez co tęczówki zdawały się mienić wszystkimi kolorami ziemi. Z zamyślenia wyrwała mnie Jane.
            - Nie ma co się tak gapić. Chodźcie, koncert zaraz powinien się zacząć, dajmy Kyle'owi się przygotować.
            Kiedy wychodziliśmy muzyk złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie.
            - Posłuchaj, wiem, że może zabrzmi to dziwnie, ale nie chciałabyś wpaść do mnie po koncercie? To znaczy... Chciałbym posłuchać jak grasz... Mieszkam niedaleko, jestem pewien, że Max zawiezie cię potem do domu. Co ty na to?
            - Oh, ja też chętnie pojadę! Chcę zobaczyć twój dom - wtrąciła się Jane, która wszystko słyszała. - Czyli jesteśmy umówieni! - krzyknęła odbiegając.
            - Właściwie to... A zresztą, co mi zależy. Pojadę - nie miałam serca odmówić.
            - Świetnie! Przyjdźcie tutaj po występie. Będę czekał.
            Odeszłam bez słowa... z głupkowatym uśmiechem. Nie miałam pojęcia czemu. Jakoś nie przypadł mi do gustu chłopak. Chociaż... Może wcale nie był egoistą? Musiało mi się wydawać. To pewnie przez cały ten stres.

~~

            Już zapomniałam, że w tłumie ludzi trzeba walczyć nie tylko o miejsce, ale też o tlen. Po spotkaniu z Kyle'em ciężko było mi uwierzyć, że to właśnie on jest powodem tego rozgardiaszu. Nie wyglądał wcale na kogoś, kto jest wirtuozem, ale jego skrzypce wciąż były dla mnie zagadką, więc kto wie?
            Nim wszystko się zaczęło udaliśmy się grupowo po coś do picia. Choć technicznie urodziłam się prawie dziewięćdziesiąt lat temu, byłam jedyną osobą niepełnoletnią. Z początku Roksana miała zamówić trzy piwa z sokiem, ale Jane uznała, że woli być trzeźwa będąc u Kyle'a, a Max prowadził auto. Finalnie Roxi też zrezygnowała, bo nie chciała być jedyną pijącą osobą. Kupiliśmy sobie więc po puszce czegoś przypominającego Fantę.
            Siorbiąc napój starałam się ocenić wiek chłopaka. Wyglądał na bardzo młodego dorosłego, ale zachowywał się jak... Przemądrzały dzieciak? Nie, to nie to. Bardziej skrzywdzony i zahartowany przez życie, ale jednocześnie tęskniący za ciepłym ramieniem matki.
            Po dłuższym zastanowieniu zdałam sobie sprawę, że nie widziałam za kulisami nikogo poza ochroniarzem, dźwiękowcami i stylistką. Na pewno był tu ktoś z jego rodziny. Zwłaszcza, że mieszka niedaleko. Gdyby był moim synem, kuzynem czy bratem, z pewnością robiłabym wszystko, żeby być na każdym jego koncercie.
            Picie się skończyło. Jednocześnie zewsząd zaczęły dobywać się pierwsze dźwięki z mikrofonu. Próba jeden, dwa, trzy... Próba trzy, dwa, jeden... Nie jest wam zimno? Jeden, dwa, trzy...
           
Brak jakichkolwiek głośników i dźwięk otaczający mnie ze wszystkich stron nie były zaskoczeniem. Zaskoczeniem była dla mnie reakcja Roksany. Zapytanie o komfort termiczny było oczywiście żartem, bo w hali było gorąco. Roxi mimochodem zdała sobie z tego sprawę i już chciała zdjąć bluzę, ale chyba powstrzymała ją blizna na przedramieniu.
            - Roxi, nie wstydź się, nikt cię tu nie zna - mrugnęłam do niej.
            - Tym bardziej nie chcę nikogo przestraszyć.
            - Przestraszyć? Blizny czynią cię wyjątkową i niepowtarzalną. Twoje ciało jest jak książka, a blizny to zdania. Zdania, które opisują ciebie i twoją historię.
            - Wolę, żeby ludzie nie znali mojej historii, zwłaszcza takiej.
            - Nie możesz się zamykać. Nie powinno się zapominać o historii. Powinnaś z dumą wyprężać pierś i pokazywać wszystkim kim jesteś. Niech nie obchodzi cię co myślą inni. Ważne jest to, co ty myślisz o samej sobie.
            - Łatwo ci to mówić - mruknęła i odwróciła się na pięcie kierując się w stronę toalet.
            - Roxi! - zawołałam za nią. - Nie powinnam była się odzywać - stwierdziłam bardziej do siebie.
            - Chciałaś dobrze. Na pewno to docenia. Po prostu musisz dać jej czas - pocieszał Max klepiąc mnie po ramieniu.

~~

            Pierwsze nuty były nieśmiałe i powolne. To co działo się potem było jednak... niesamowite. Tak jak mówiła Roxi. Nie do opisania. Gdyby przypomnieć sobie najbardziej emocjonujący film i pozbawić go muzyki, byłby mdły. Gdyby pozbawić muzykę całej reszty filmu, to znaczy dźwięku otoczenia, aktorów, właściwie całego obrazu, muzyka wciąż by poruszała. W sumie mogłaby poruszać nawet bardziej.
            Nie znałam prawdziwego znaczenia słowa epicko. I choć była to energiczna muzyka, słychać było tam również smutek i nostalgię. Chłopak stworzył coś więcej, niż muzykę. Stworzył opowieść. Opowieść o życiu.
            Kiedy bawił się w pana złości i gniewu, zauważyłam coś, co zapamiętam do końca moich dni, nieważne, czy miały nastąpić za dziesięć czy sto lat. Roksana w tańcu rzuciła na mnie okiem, wyszczerzyła zęby i zdjęła bluzę. To, co zafascynowało mnie jeszcze bardziej, to fakt, że rzuciła ją gdzieś w nieznane nad głowami tańczącej masy.
            Co działo się później? Nie wiem. Pamiętam jeszcze tylko, że z radości rzucałam się na szyję Jane i ktoś mnie potrącił, przez co porządnie stłukłam kolano. Mrugnęłam i nagle byłyśmy już z Jane w drodze do domu Kyle'a. Ja z drobnym opatrunkiem na nodze. Muzyk zmartwił się poważnie i zaoferował przeniesienie mnie do samochodu, ale odmówiłam. przecież stłuczenie kolana to nie koniec świata. Widziałam jednak zazdrosną minę Jane i zaczęłam żałować swojej decyzji. Nie chciałam robić jej na złość. Po prostu... No dobra... Może chciałam, ale to ona bez zaproszenia wybrała się z nami.
             W aucie chłopak chyba zauważył dziwną atmosferę, bo starał się zająć nas czymś, co pozwalało nam oderwać się od zaistniałej sytuacji. Każde z nas opowiadało więc troszkę o sobie. Okazało się, że dziewczyna jest ode mnie tylko o siedem miesięcy starsza, a Kyle rok z kawałkiem. Oczywiście podałam im mój wiek zmniejszony o siedemdziesiąt lat, ale w moim przypadku to chyba nie jest oszustwo.
            Wciąż buzowała w nas energia, której nie zużyliśmy na koncercie, więc w samochodzie szybko zrobiło się wesoło. Kyle opowiadał naprawdę zabawne dowcipy i historie ze swojego życia i nagle znowu poczułam żal, że nie dałam się zanieść, tym razem jednak nie z powodu Jane.
            Kiedy dojechałam na miejsce, zrozumiałam, że mam do czynienia z bogaczem. Nie przeszkadzało mi to. Zastanawiałam się tylko, czy w tak wielkim domu da się nie zgubić. Okraszony licznymi krzewami o żółtych liściach biały budynek stał jakieś sto metrów od plaży. Było już późno, ale wieczór wciąż był ciepły i gdyby nie zaplanowana gra na fortepianie, rzuciłabym wszystko i pobiegłabym się kąpać. Księżyc był co prawda za chmurami, ale z powodu pełni było wystarczająco jasno, by dostrzec szczegóły ludzkich twarzy, dlatego z łatwością zauważyłam, że spojrzenia pozostałych kierują się w tym samym kierunku.
            - Cóż, fortepian nie zając, nie ucieknie - powiedział chłopak nie odrywając wzroku od wody.
            Nie chciałam się do tego przyznawać, ale chyba naprawdę go polubiłam. Zdołał wytrzasnąć nam jakieś stroje i zaraz mogliśmy całą trójką taplać się między falami czarnej wody. Normalnie bym się krępowała zakładać czyjś strój, ale to przecież przyszłość. Szybko wyjaśniono mi, że stroje były... wydrukowane. W drukarce 3D. Nie wiem jak to zrobili, w końcu była to tkanina, a drukarkę napełniono jakimś płynem, ale na wszystko miałam jedno, bardzo logiczne wyjaśnienie – przyszłość.
            Poza tym, kto zastanawiałby się nad sensownym wytłumaczeniem nowinek technologicznych, kiedy właśnie wygrywa zawody na wstrzymywanie oddechu? Zaczęłam czuć się tak, jakby był to najlepszy piątek w moim życiu... A dzień jeszcze się nie skończył.