Szkoła Podstawowa w Spalonej

  • Kalendarium

    Czwartek, 2024-03-28

    Imieniny: Anieli, Kasrota

  • Statystyki

    • Odwiedziny: 4143680
    • Do końca roku: 278 dni
    • Do wakacji: 85 dni

Rozdział V

Rozdział 5

 

            Annabell pozwoliła mi zostać u niej w domu, dopóki nie znajdę sobie jakiegoś lokum i nie oswoję się z otoczeniem. Rano, gdy obudziłam się w moim tymczasowym pokoju przyszła Annabell. Kazała mi się ubrać, ponieważ zaraz miałyśmy pojechać do jej podopiecznej, która miała mi pomóc "oswoić" się.
            W drodze do domu podopiecznej Any dowiedziałam się kilku ważnych rzeczy: Podopieczna Any (Właściwie była podopieczna, bo już od roku nią nie jest.) ma na imię Roksana i jest Rosjanką. Jej rodzice podobnie jak moi zginęli w wypadku samochodowym. Roksana nie lubi jak ktoś się jej przygląda. Jest, a raczej by była o trzy lata ode mnie starsza, gdybym nie przespała jakiś 70 lat.
            Z tego wszystkiego najbardziej zainteresowało mnie to, dlaczego Roksana nie lubi, gdy ktoś się jej przygląda. To pytanie dręczyło mnie przez całą drogę do jej domu. Nie zapytałam o to Annabell, ponieważ uznałam, że tak nie wypada. Co jeśli ona miała ten wypadek wraz z rodzicami, ale przeżyła i teraz jest w jakiś sposób oszpecona, albo ma niską samoocenę i wstydzi się tego jak wygląda. Albo... Już zaczynałam snuć coraz to nowe i coraz to bardziej chore wizje o Roksanie, ale samochód zatrzymał się, a Annabell oznajmiła, że jesteśmy na miejscu. Rozejrzałam się po okolicy, w której się znajdowałyśmy. Okazało się, że stoimy przed akademikiem uniwersytetu im. Gardemira Gubezjusza czy jakoś tak. Spojrzałam więc pytającym wzrokiem w stronę Any, na co ona tylko krótko odpowiedziała:
             - To tutaj. Jesteśmy na miejscu. Tu na czwartym piętrze mieszka Roksana.
            Wchodząc do tego ogromnego budynku czułam się dziwnie. Myślałam o tym, że gdyby wszystko było inaczej, gdybym nie zachorowała, gdybym nie przespała 70 lat, to może właśnie w tym akademiku teraz mieszkały by moje wnuki. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Any.
            - To tutaj... Kate, słyszysz mnie?
            - Tak, tak słyszę. Tylko trochę się zamyśliłam - cicho odpowiedziałam.
            Annabell zapukała w drzwi z numerem 489 i po paru sekundach otworzyła je wysoka, rudowłosa kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy. Gestem ręki zaprosiła nas do środka. Zaraz po zamknięciu drzwi przedstawiła się.
            - Nazywam się Roksana Iwanow, a ty musisz być Kate, prawda? - zapytała.
            -Tak, nazywam się Kate - odpowiedziałam z taką samą serdecznością jak ona.
            Po krótkiej rozmowie z Roksaną dowiedziałam się, że studiuje ona psychologię, ma chłopaka Maxa i dwie przyjaciółki, bliźniaczki dwujajowe - Rey i Jane. Roxi, bo tak kazała do siebie mówić, okazała się bardzo miła, rozrywkowa oraz szalona. Siedziałyśmy już u niej trzy godziny, gdy Roxi ściągnęła bluzę, bo było jej gorąco.
            Wtedy zrozumiałam o co chodziło Anie w samochodzie. Mówiła, że Roksana nie lubi gdy ktoś się na nią patrzy. Teraz w stu procentach to zrozumiałam, gdyż na jej ręce od nadgarstka do łokcia ciągnęła się gruba, czerwona blizna. Roksana zobaczyła, że jej się, chcąc nie chcąc, przypatruje rzuciła wtedy tylko krótko:
            - To blizna z wypadku samochodowego, w którym zginęli moi rodzice. Miałam wtedy osiem lat. Proszę nie pytaj o nic więcej...nigdy - gdy Roksana to mówiła widziałam w jej oczach wielki smutek i ból. Zrobiło mi się głupio, że musiała wspominać tak ciężki dla niej czas przeze mnie.
            W momencie, gdy już miałam ją przeprosić za moje nietaktowne zachowanie, cały ten smutek, który jeszcze przed sekundą był na jej twarzy znikł. Roksana zaskakująco szybko zmieniła temat, mówiąc o tym, jak chce mi pomóc. Uznała, że najlepiej jak będzie prowadzić mi sesje dwa razy w tygodniu, we wtorki i w czwartki, które miałyby pokazać i opisać ostatnie 70 lat, a także czasy współczesne. Za to w weekendy będzie mnie zabierać wraz ze swoimi przyjaciółmi do miejsc ważnych oraz znaczących w aktualnych czasach.
            Po wyjściu z domu Roksany było już prawie ciemno, co świadczyło o tym, że siedziałyśmy u niej prawie cały dzień. Podczas powrotu do domu uznałam, że pozwolę aby Roxi mi pomogła, jeśli ona pozwoli pomóc sobie. Tak dokładnie, to chodzi mi o jej wstyd odnośnie blizn, a także o śmierć rodziców. Robię to tylko dlatego, że na pierwszy rzut oka widać, iż nawet po jedenastu latach nie umie się z tym pogodzić. Każde wspomnienie ją boli. Tak jak mnie kiedyś. A z własnego doświadczenia wiem, że nie da się pójść dalej bez rozliczenia się z przeszłością.
            Takie jest moje pierwsze postanowienie w nowym życiu. Pomóc jej i dać pomóc sobie